Dziś żegnamy 2015 rok. Za chwilę wejdziemy w nowy, pełni
nadziei, że będzie lepszy, fajniejszy i przełomowy. Ten nie należał dla mnie do
najłatwiejszych, ale było w nim wiele wspaniałych momentów. Wybrałam dwanaście, które zapadły mi najbardziej w pamięci.
Spektakl Mamma Mia
nareszcie doczekał się polskiej inscenizacji (1). Wiele lat minęło od czasu
kiedy obejrzałam go po raz pierwszy na londyńskim West Endzie w Prince Edward
Theatre. Od tamtej pory zmienił się nieznacznie za sprawą sukcesu ekranizacji
filmowej. Polska wersja w teatrze Roma nie zawiodła. Choć może miałabym drobne
zastrzeżenia co do obsady męskiej części ekipy, ale nie będę się czepiać.
Marcin Nowakowski nie
mógł wybrać lepszego terminu na swój
koncert (2) w Teatrze Syrena. Rzadko
się zdarza, aby ulubiony artysta grał właśnie tego dnia kiedy ma się urodziny.
Koncert była jak zawsze fantastyczny. Była też podwójna radość ze złożonych
życzeń prosto ze sceny.
fot. Jacek Borkowski, http://www.warsztaty-foto.pl |
Pozostając w klimacie kulturalnym – w tym roku również byłam
na koncercie Last Night of the Proms w
Krakowie (3). To wydarzenie, które
od wielu lat odbywa się równolegle z Londynem. To finałowy koncert na
zakończenie festiwalu muzyki poważnej Proms. Tegoroczny Koncert był (jak zawsze zresztą)
fantastyczny. Żałuję, że nie mogłam być w Royal Albert Hall – gdzie wystąpiła
moja ulubiona śpiewaczka Danielle de Niese m.in. z wiązanką piosenek z filmu Sound of Music. Ach, zobaczyć ją na
żywo to moje marzenie.
Ten rok był również pełen zmian. Największa z nich to remont kuchni. (4) Po 20 latach.
Zmieniliśmy układ – mamy dzięki temu więcej szafek i są wyższe (aby chować
skarby do robienia zdjęć). Wygląda teraz cudnie i jest o wiele bardziej
funkcjonalna.
Wakacje w tym roku były późno – dopiero w październiku.
Pierwotnie miała być Turcja, wyszło
jednak Lanzarote. Tu miałam okazję zjeździć region winiarski La Geria,
spróbować wulkanicznego wina, które
jest lekko słonawe i bardzo mineralne. (5) Zjadałam
też chyba jeden z najlepszych w tym roku lunch’óww restauracji El Amanacer w Arriecie. (6) Super świeża Corvina, kanaryjskie
ziemniaczki gotowane w soli i z sosami mojo verde i mojo rojo.
Równie fantastyczny, ale jakże w innym klimacie, był lunch w restauracji La Rotisserie (7) w
hotelu Le Regina na warszawskim Nowym Mieście. Szefa kuchni – Pawła Oszczyka,
nie trzeba przedstawiać. Dania, które wyczarowuje są przepyszne i cieszą
niejedno oko i podniebienie. Ciągle wybieram się, aby udać się do niego ponownie, ale ciągle
coś stoi na drodze. Może uda się w przyszłym? Czas pokaże.
W tym roku wreszcie trafiłam do Opasłego Tomu, gdzie
zjadłam, moim zdaniem, najlepszy deser – mus
chałwowy z sosem malinowym (8). Boskie przeżycie. Prawdziwa orgia smaków. Tak,
tak – wiem kalorie. Olać dietę. To jest warte grzechu. Będę musiała go kiedyś
sama przyrządzić. Agata Wojda, szefowa kuchni restauracji, podobno podzieliła
się z czytelnikami przepisem.
W swojej kuchni postawiłam też na wyzwania. Mimo, iż miałam
mało czasu (praca, sesje zdjęciowe do Magazynu Gryz) znalazłam parę chwil, aby
poeksperymentować. Zrobiłam np. ravioloz płynnym żółtkiem w środku, ricottą i szałwią (9). A także po raz pierwszy
upiekłam gęś (10). Dwa dni pracy
zostały wynagrodzone. W obu przypadkach wyszło pysznie.
W tym roku miałam też swoją pierwszą publikację w magazynie drukowanym (11). Przygotowałam dwa
przepisy dla Czasu Wina, a redaktor naczelny dobrał do nich wina. Fajnie jest
zobaczyć swoje nazwisko wydrukowane w gazecie.
The last and not least, jak mawiała mojej śp. babcia – śniadanie z Pawłem Suwałą, Aleksandrem Baronem i innymi (12). Pyszne potrawy, świetnie dobrane wina przez Wojtka
Bońkowskiego, redaktora naczelnego Winicjatywy i poznane nowe smaki. Przyznam
się szczerze, że po raz pierwszy zjadłam śledzia. Tak, to prawda, nie żartuję.
Jakoś nigdy nie miałam ochoty. Teraz się tak zapaliłam, że powiem nieskromnie –
uwielbiam śledzie.
Dziękuję, że udało się Wam doczytać do końca. A u Was, jakie
pozostaną wspomnienia minionego roku? Były miłe czy wręcz odwrotnie? Podzielcie
się w komentarzach.
A tymczasem życzę Wam udanej nocy sylwestrowej – nawet jeśli
spędzacie ją na kanapie w piżamie i kapciach. Do siego roku!